Wśród aktywnych animatorów życia społecznego znajdowali się przedstawiciele duchowieństwa. Większość kapłanów umiarkowanie podchodziło do działalności społecznej. Byli jednak i tacy, którzy otwarcie przyznawali się do swych przekonań i potwierdzali je swoim zaangażowaniem.
Ks. Marek Łabuda wraz z ks. Andrzejem Wilczyńskim kierowali protestem młodzieży szkolnej we Włoszczowie w roku 1984. Uczniowie Zespołu Szkół Zawodowych we Włoszczowie 1 grudnia tego roku przyszli jak zwykle do szkoły. Zajęcia w szkole rozpoczynały się o godzinie 815. Uczniowie przynieśli ze sobą drewniane krzyże z zamiarem zawieszenia ich w salach lekcyjnych. Chcąc uzyskać zezwolenie udali się w tym celu do gabinetu dyrektora szkoły, który negatywnie odniósł się do tego pomysłu. Nakazał udanie się do sal lekcyjnych i normalne odbywanie zajęć. W klasach uczniowie mimo wszystko powiesili krzyże. Tego samego dnia krzyże zostały usunięte ze szkoły. W dniu następnym, tj. w niedzielę 2 grudnia, w czasie wywiadówki powiadomieni zostali o tym fakcie rodzice.
W poniedziałek 3 grudnia 1984 roku uczniowie odmówili przystąpienia do zajęć. Zebrało się na IV piętrze szkoły około 700 uczniów, więc większość (szkoła kształciła 750 uczniów). Wznoszone były okrzyki wzywające do oddania zajętych krzyży. Do uczniów przemawiał dyrektor oraz przedstawiciele władzy administracyjnej szczebla wojewódzkiego. Gdy około godziny 1200 tego dnia powiadomiony został proboszcz miejscowej parafii, wkrótce zjawiło się w szkole 4 księży. W szkole śpiewano pieśni religijne. Następnie Marek Łabuda i Andrzej Wilczyński zostali na miejscu, przemówieniami podtrzymując uczniów na duchu. Dyrektor miał wielokrotnie wzywać księży do opuszczenia budynku. Cały protest trwał od 3 do 16 grudnia 1984 roku. Prokurator Rejonowy A. Busiakiewicz skierował w związku z tym akt oskarżenia do sądu zarzucając im przestępstwo z art. 282 § 2 kk.[1]
Ks. Marek Łabuda sowim postępowaniem na długi okres naraził się władzy. Był aktywny, pełen oddania dla miejscowej młodzieży. Jego prawość powodowała, że to wokół niego organizowało się środowisko. To uwarunkowało ciągłą obserwację przez odpowiednie służby. Najścia na niego, posunięte do daleko idącej agresji, nasiliły się. Na początku 1988 roku został dwukrotnie pobity w Warszawie. Gdy przebywał 6 kwietnia w okolicach dworca PKP oczekując na pociąg do Warszawy, podszedł do niego mężczyzna pytając o godzinę, w tym momencie poczuł, że ma mokrą twarz i stracił przytomność. Całe zdarzenie miało miejsce o godzinie 2100, następnie obudził się na ławeczce na Krakowskich Plantach o godzinie 500. Był w fatalnej kondycji psychicznej[2] Sprawa M. Łabudy była złożona. Nie ulega wątpliwości, że był osobą kłopotliwą dla władz. Trudno natomiast ustalić stosunek Kurii do jego osoby. Przypuszczać można tylko, że jego wyjazd na misję z pewnością uchronił go od dalszych tego rodzaju kłopotów. Pojawiły się twierdzenia, że ze strony świeckich pracowników Kurii wypowiadane były o nim niepochlebne opinie. Wypowiedzi te miały sugerować, że ks. Marek sam szuka kłopotów zanadto interesując się polityką.[3]
Sprawę ks. Łabudy należałoby rozpatrywać w szerszym kontekście sytuacji innych niepokornych księży. Dlaczego ataki nieznanych sprawców nasiliły się właśnie w latach 1988-89? Dlaczego zginął ks. Zych? Dlaczego niektórych księży władze kościelne przesuwały na stanowiska np. przy pełnieniu posługi na cmentarzach. Znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego tak się działo, zwłaszcza na początkach 1989 roku, z pewnością nie będzie łatwo.[4]
Władze PRL, będące komunistyczne, miały bardzo negatywny stosunek do duchownych, uważając ich za przedstawicieli konserwatywnych i reakcyjnych sił, które przeszkadzały w budowaniu komunistycznego społeczeństwa. Władze PRL dążyły do sekularyzacji społeczeństwa, czyli odsunięcia religii od życia publicznego i ograniczenia wpływu kościołów na społeczeństwo.
W celu osiągnięcia tego celu, władze PRL stosowały różne metody, takie jak prześladowanie duchownych, ograniczanie działalności kościołów, naciskanie na duchownych, aby występowali przeciwko kościołom oraz propagowanie ateizmu.
Kościoły i duchowni byli szczególnie prześladowani w czasie tzw. „małej stabilizacji” lat 50-tych, kiedy to wiele kościołów zostało zamkniętych, a wielu duchownych aresztowanych lub skazanych na więzienie. Nacisk na Kościół trwał przez cały okres PRL-u. Władze komunistyczne nie miały tolerancji dla jakiejkolwiek formy oporu wobec ich władzy i byli skłonni do represji wobec wszystkich, którzy im się sprzeciwiali, w tym również duchownych.
[1] Decyzja Prokuratury Rejonowej, nr D.1242/84 Akt oskarżenia, kopia w zbiorach autora.
[2] „NURT” 1988, nr 17.
[3] Tamże.
[4] „Busola”, 1986, nr 11 – w zbiorach autora.
Czy to ten prok Busiakiewicz co teraz jest adwokatem???