z pracy magisterskiej o Solidarności
Swoją decyzję prokurator uzasadnił, że M. Kulecki mógł posiadać przedmioty pochodzące z kradzieży, wobec tego przeszukanie było uzasadnione. Postanowienie o przeszukaniu, jak również o zatrzymaniu przedmiotów włączono do akt.[1] W sentencji obu uzasadnień nie wyjaśniono kwestii zasadności zatrzymania przedmiotów w widoczny sposób, nie związanych przecież z kradzieżami samochodów i do sklepu „Unitra”. Czy funkcjonariuszy szukających kół samochodowych lub przedmiotów ze sklepu ze sprzętem elektronicznym na półkach z książkami i w teczkach z zapisanymi kartkami należy podejrzewać o skrajną ignorancję? Wynikało to raczej ze wzrostu poczucia bezkarności, świadomość dużych możliwości działania w granicach prawa, dużej bezkarności własnej, jako przedstawiciela tego prawa. Sprawa użycia odpowiedniego pretekstu do dokonania przeszukania nie należały do najistotniejszych w pracy organów ścigania. Nie przykładano również szczególnej uwagi do wydawania pokwitowań, zdarzały się bowiem przypadki rekwirowania przedmiotów bez wydawania stosownego zaświadczenia.[2]
Poczynania funkcjonariuszy SB i MO posunięte były czasem do skrajnych form znęcania się, takich jak szczucie psami i maltretowanie. Zabieranie nie tylko rzeczy wg nich niedozwolonych, ale przy okazji także takich, które w danym momencie wydawały im się pożyteczne dla nich, magnetofony, maszyny do pisania, radioodbiorniki.[3] O takich przedmiotach w każdej chwili można było powiedzieć, że służą nielegalnej działalności.
Jeśli porównać system restrykcji, jaki panował w Polsce, do tego, jaki był w innych krajach, to i tak Polska wypadała nienajgorzej. W Rumunii np. za-broniono dekretem Rady Państwa „(…) wynajmowania bądź pożyczania maszyn do pisania. Każdy posiadacz maszyny do pisania musi uzyskać specjalne zezwolenie milicji, które może być wydane po wcześniejszym złożeniu podania (…). w razie zmiany adresu posiadacz maszyny do pisania powinien sam zgłosić nowy adres na milicję w ciągu 5 dni.”[4]
Jaskrawym przykładem bezkarności funkcjonariuszy SB jest przypadek z drugiego krańca Polski, dotyczący kapitana Henryka Radomskiego ze Starga-rdu Gdańskiego. Tenże 6 listopada 1983 roku będąc w stanie nietrzeźwym, kierując samochodem potrącił Jana Makiłę powodując kalectwo jego prawej ręki, następnie zbiegł z miejsca zdarzenia. Milicja reagując na powiadomienie odnalazła sprawcę stwierdzając 2.6 promila alkoholu we krwi. Jednak dla proku-ratury nie był to wystarczający argument, albowiem odmówiono wszczęcia śledztwa, a całą sprawę umorzono na mocy amnestii, o której wiadomo, że nie obejmowała wypadków po pijanemu. Zdeterminowany Jan Makiła zaskarżył decyzję do Sądu Rejonowego.[5]
Dbałość o morale wśród funkcjonariuszy pozostawiała wiele do życzenia. Budzić grozę może fakt, że w szeregi formacji milicyjnych mogli dostać się mordercy, jako przykład można podać Romana Młotarskiego z Jeleniej Góry, który był skazany w 1971 roku na piętnaście lat więzienia za zabójstwo młodej nauczycielki. W 1981 roku został przyjęty do ZOMO.[6] Ludzie zajmujący się działalnością podziemną szeroko rozumianą czy nawet tylko czytaniem w zaciszu domowym ulotek opozycyjnych, do których docierały informacje z różnych regionów Polski musieli rozumieć powagę sytuacji.
Przeszukania u M. Kuleckiego były częścią szerzej zakrojonej akcji skierowanej przeciwko Komitetowi Oporu Społecznego, który wydawał edycję regionalną pisma ogólnopolskiego KOS CDN. Trzon organizacyjny tworzyła bardzo nieliczna grupa osób, która musiała praktycznie wykorzystać wszystkie czynności związane z wydawaniem pisma, a następnie kolportowaniem go wśród osób chętnych do jego nabycia. Tą grupą kierował Andrzej Karyś. Pracowano w tak zwanych ruchomych drukarniach. Było to częścią taktyki konspiracyjnej, która polegała na wynajmowaniu pomieszczeń na jedną noc, przeprowadzeniu całego procesu technologicznego, a następnie zwrócenie pomieszczenia. W interesie właściciela było, nie informowanie go o celu wynajęcia. Teksty podpisywano tak zwanymi chodzącymi pseudonimami, aby uniknąć dekonspiracji. Różne teksty podpisywano różnymi pseudonimami starając się jednocześnie zachować trzon stylistyczny kolejno drukowanych tekstów. Wiedziano bowiem o istnieniu w Służbie Bezpieczeństwa wydziału analiz wszystkich konspiracyjnych pism. Pracowali tam wykształceni ludzie, którzy z osób przez siebie inwigilowanych potrafili wyalienować tych, którzy byli autorami danego tekstu. W celu uniknięcia rozpracowania często zmieniano pseudonimy dopasowując do tonu i stylu artykułów, w zależności od potrzeby zatrzymywano przy danej osobie korespondujący z redakcją jeden pseudonim przez dłuższy czas.[7]
Samo podejrzenie mogło spowodować dokonanie przeszukania. Znaleziono w trakcie jednej z nich tekst podpisany „Jodła ze Skarżyska”. W celu ustalenia autora wszystkich podejrzanych wzywano do RUSW w Kielcach, gdzie kazano pisać różnego rodzaju oświadczenia. Chodziło o rozpracowanie grafologiczne wszystkich znalezionych tekstów. Po dopełnieniu czynności operacyjnych aresztowano kilka osób. Dużo więcej niż rzeczywiście brało udział w pracach grupy wydającej świętokrzyską edycję KOS-a, CDN. Głównymi oskarżonymi byli Andrzej Karyś, Marian Kulecki, Łucja Pańszczyk, Bogdan Migas oraz kilka innych osób. Przeciek nastąpił prawdopodobnie w kilku miejscach. Zatrzymana kolporterka nie wytrzymała presji. Nastąpiły kolejne przeszukania, w tym m.in. u B. Migasa, u którego znaleziono z kolei materiały obciążające M. Kuleckiego, tj. list do redakcji.[8]
Wszyscy zostali aresztowani w podobnym czasie i na podstawie podobnych oskarżeń. M. Kuleckiego zatrzymano 25 czerwca 1985 roku, a w dniu 27 czerwca 1985 roku Sławomira Niemczyna. Podprokurator postanowił o jego tymczasowym aresztowaniu. Był on podejrzany m.in. o popełnienie przestępstwa przewidzianego w art. 273 § 2 k.k.[9] w. zw. z. art. 1 k.k. i art. 271 § 1 k.k.[10] i art. 282 a § 1 k.k.[11] w zw. z art. 10 § 2 k.k. W uzasadnieniu podano, że: „ w okresie od lipca 1984 roku do czerwca 1985 roku w Skarżysku Kamiennej sporządził i przekazał w celu rozpowszechniania za pośrednictwem nielegalnych wydawnictw o nazwach „ CDN”, „WIS” i innych, pisma zawierające treści wyszydzające ustrój oraz fałszywe wiadomości mogące wyrządzić poważną szkodę interesom Polski Rzeczypospolitej Ludowej, a nadto stanowiące działanie w celu wywołania niepokoju publicznego lub rozruchów”.[12]
Zastosowanie aresztu uzasadniono faktem, że „stopień społecznego niebezpieczeństwa czynu zarzucanego podejrzanemu jest znaczny z uwagi na poważne naruszenie porządku publicznego”[13]. Zawiadomiono rodzinę oraz zakład pracy. Aresztowania nie zakończyły procesu zbierania dowodów. Rewizji dokonywano nadal, podczas jednej z nich podporucznik Marcin Markiewicz zabrał od Marcelego Kuleckiego[14] maszynę do pisania typ „Erika” nr fabr. 1306861.[15] Fakt, że maszyna była stara, a także argumenty żony Kuleckiego być może sprawiły, że została ona zwrócona.
[1] Kopia wniosku-zatwierdzenia RUSW w Skarżysku-Kamiennej Nr RSD 173/84 w zbiorach autora.
[2] Relacja Edwarda Rzepki w zbiorach autora.
[3] „Prawo i bezprawie” 1989, nr 5, s.14.
[4] Cyt. za: „Tygodnik Mazowsze”, 3 IV 1986r., nr 165.
[5] „Tygodnik Mazowsze” 1985, 8 sierpnia, nr 121.
[6] „Tygodnik Mazowsze” 1985, 8 sierpnia, nr 137.
[7] Relacja Andrzeja Karysia w zbiorach autora.
[8] Relacja Mariana Kuleckiego, uważa on to za wypadek przy pracy i nikogo nie obwinia za swoje aresztowanie.
[9] „Kto w celu rozpowszechniania sporządza, gromadzi, przechowuje, przewozi, przenosi lub przesyła pismo, druk, nagranie, film lub inny przedmiot (…) podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 5. Kodeks …, s.91.
[10] „Kto dopuszcza się czynu określonego w art. 270-272 używając druku lub innego środka masowej informacji podlega karze pozbawienia wolności od roku do lat 10, Tamże.
[11] Zob.: s. 8.
[12] Decyzja Prokuratury Rejonowej w Kielcach, Sygn. akt 1.Ds.1444/85/s kopia w zbiorach autora.
[13] Tamże.
[14] Tj. ojca Mariana Kuleckiego.
[15] Pokwitowanie RUSW w zbiorach autora.